poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Kapslowanie Pilsnera i sprawy techniczne.

Dzisiejsza notatka poświęcona mojej kapslownicy i kapslowaniu Pilsa. Postaram się opisać, jak wygląda proces przygotowania, zlewania i przygotowania do leżakowania naszego piwa domowego.

Kiedy fermentacja burzliwa po 10 dniach jest zakończona, zlewamy nasze piwo do innego/ tego samego (ale wcześniej umytego) fermentora i pozostawiamy je na kolejne 10 dni. W tym czasie piwo się wyklaruje a ewentualne żywe drożdże dokończą swoją pracę. Po 8 dniach cichej fermentacji sprawdzamy ballingomierzem poziom cukru w piwie, jednocześnie stawiamy pojemnik z piwem na jakimś stole, coś co jest ponad podłogą (w moim przypadku stara kuchenka). Po kolejnych dwóch dniach sprawdzamy ponownie poziom BLG, jeżeli się nie zmienił, śmiało możemy kapslować. Ok, zacznijmy od przygotowania butelek.

Butelki przed myciem.


Butelki zbierałem w domu, ale zostały już wykorzystane do poprzedniej warki. Te, które opróżniłem, od razu myłem, więc wystarczyło je przepłukać przed butelkowaniem Pilsa. Gorzej było z butelkami zebranymi z akademika.. Były odkładane po wypiciu, więc na dnie był syf, często pleśń, druga sprawa to etykiety.. Z butelkami jest najwięcej problemu jak dla mnie, jednorazowe umycie 50sztuk to ból pleców przez 2 kolejne dni, moje się już chyba zaprawiły, trochę też nabrały wprawy ;) Mój sposób to nalanie kropli płynu do mycia naczyń do każdej butelki, następnie mocne siknięcie gorącą wodą z węża prysznicowego i odstawienie takiego kontenera na chwilę na bok. Mam 3 kontenery na butelki, służą one tylko do mycia, piwo przetrzymuję w kartonowych pudełkach i drewnianych skrzynkach na jabłka. Ok, po chwili odstania z płynem, każdą butelkę myję szczotką do butelek, porządnie w środku. Te bez etykiet płuczę zimną wodą i odstawiam w kontenerze do góry nogami, aby woda obciekła.
Butelki z etykietami wkładam do wielkiego garnka, nie wylewając z nich piany, mocno je w nim zatapiam, aby poszły na dno i zostawiam na 20 minut. Po 20 minutach etykiety same schodzą, następny etap to przepłukanie zimną wodą z piany, spryskaniem w środku środkiem dezynfekującym i 2 krotne wypłukanie ciepłą wodą aby środek ten nie został w butelce. Całą zużytą wodę wlewam do garnka, w którym odchodzą etykiety. Do umycia 50 butelek używam 30 litrów wody łącznie. Wszystkie butelki spokojnie obciekają sobie z wody.

Tutaj butelki już obciekają z wody, bez etykiet i czyste w środku.


Następnie przygotowuję sprzęt do rozlewu piwa. Jest to wąż, który sięga z dna balona do dna garnka, jest taki długi, żeby nie napowietrzył piwa, co na tym etapie jest niewskazane i szkodliwe. Dezynfekuję go i myję razem z garnkiem, łyżeczkami, lejkiem itd. Ok, zlewam piwo z balona, uważając aby osady z klarowania zostały w balonie, do tego garnka dodaję wcześniej sporządzony syrop cukrowy. W przypadku 20litrów pilsnera rozpuszczamy 150g cukru w 1/2 litra wody następnie dodajemy go do tego piwa w garze i lekko mieszamy. Można najpierw wlać syrop cukrowy a na to piwo, dzięki temu od razu się wymiesza bez napowietrzania brzeczki. Syrop ten dodajemy po to, aby drożdże utrzymujące się w piwie, przefermentowały go w butelkach, tworząc z niego pianę i gaz, nazywamy to refermentacją. Okej, syrop z brzeczką wymieszany, wyszło mi 17litrów piwa, można powiedzieć, że w sumie było go około 19stu, trochę zostało nad osadem, 4 butelki rozlałem na święta itp, generalnie wyszło go mało bo za długo je chmieliłem i odparowała duża część.

Zlewanie piwa do garnka. Nie patrzcie na syf, kuchenka stała zagrodzona butelkami i kwiatkami, kulturalnie rozsunąłem to nogą :D


Dobra, teraz czas przelać nasze piwo do butelek! Garnek z piwem stawiamy na kuchence, wkładamy do niego jeden koniec węża, zaciągamy piwo i kierujemy wąż do jakiegoś pojemniczka, aby nie rozlać piwa. Kiedy już zacznie nam piwo lecieć, wkładamy wężyk do pierwszej butelki podstawionej w kontenerze. Kiedy dochodzi już do około 5cm od szyjki, zaginamy wężyk aby ciecz nie leciała i szybko przekładamy do kolejnej butelki. Ważne, aby wężyk był na samym dnie butelki, piwo się wtedy nie spieni. Końcówkę niezassanego piwa przelewam do tego samego pojemnika pomocniczego i przez lejek przelewam do butelki, zazwyczaj są to 2 butelki, oznaczam je specjalnie, ponieważ z racji kontaktu ze śliną, powietrzem i generalnym niedbalstwem mogą się zepsuć w butelkach. Piwo w butelkach, nakładamy na nie luźno kapsle, wcześniej chwilę gotowane we wrzątku i możemy przejść do następnego etapu.

Kapslownica gotowa do pracy.


Kiedy piwo już jest w butelkach, muszę cały kontener przenieść do garażu, gdzie mam wiertarkę stołową i zabrać się za kapslowanie. Kapsel mocno dociskam do butelki, energicznie nią potrząsam, przez co w szyjce powstaje piana i wypycha całe szkodliwe powietrze, wtedy stawiam butelkę na wycieraczce(folia i wycieraczka to zabezpieczenie, nie chciałbym upaćkać piwem wiertarki) i mocno dociskam dźwignię wiertarki, następuje zakapslowanie butelki. I tak z każdą butelką po kolei.

Przed wstrząśnięciem i kapslowaniem.

Jeszcze można zmienić zdanie ;)
Zaciśnięcie kapsla.
Kapsel coś nie  chciał się docisnąć, bo źle postawiłem butelkę, więc jest trochę obdarty.
Inne ujęcie zakapslowanej butelki.



Kolejny etap to odstawienie butelek w ciepłe miejsce na 3-4 dni, wtedy piwo się nagazuje. Ja jednak trzymam tydzień dla pewności. Kolejny etap, to przeniesienie piwa do chłodnej piwnicy, w moim przypadku to 3stopnie, przy okazji odbędzie się tu jego lagerowanie, czyli leżakowanie w temperaturze zbliżonej do 0 stopni Celsjusza.

Teraz zostało tylko sprzątanie, mycie pojemników, dezynfekcja itd. Cóż, piwo po 2 dniach od zakapslowania pokazało w szklance delikatna pianę i bąbelki pływające po całym kuflu, wszystko jest więc w porządku. Już w ten weekend będę kapslował Stouta, który potrzebował więcej cichej fermentacji aby ulotnił się siarkowodór i diacetyl, który daje brzydki zapach z powodu użycia takich a nie innych drożdży.

Pozdrawiam i zachęcam do warzenia własnego piwa!

P.S.
W planach budowa chłodnicy zanurzeniowej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz